Wielebny i Drogi Ojcze, pyta mnie Ojciec o moje zdanie w sprawie wypadków widzianych z punktu widzenia losu i zadań Kościoła. Powiem krótko, co myślę. Głoszę to i piszę na wszystkie strony, nalegam i nawołuję, a nade wszystko chciałbym poruszyć polskich kapłanów, bo chodzi mi o to, by Polska odrodziła się w wielkości i potędze ducha oraz by moralnie stanęła wyżej od innych narodów. Wiem ja to, że chłosta Boża przechodzi przez kraje.
A dziś któż powstanie, by walczyć dla Boga? Któż ośmieli się zmierzyć ze współczesnymi prześladowcami Kościoła?
Benedykt XVI nie odpowiada wyobrażeniom, jakie ma wielu kontestatorów spod znaku La Sapienza o katoliku. „W ich przekonaniu żaden katolik nie mógł być inteligentny. Osoba inteligentna bowiem nie mogła być katolikiem” – pisał przed stu laty Chesterton. Tymczasem Benedykt XVI ukazuje wiarę w Chrystusa niezwykle inteligentną i miłość na wskroś uzasadnioną.
Czy można być katolikiem, jeśli się nie chce należeć do Kościoła, jeśli kontakt z Bogiem przeżywa się w sferze indywidualnej, bez udziału instytucji kościelnych? Pytanie Pana skojarzyło mi się z dwiema całkiem konkretnymi osobami. Mam znajomego, który doznał kiedyś krzywdy od jakiegoś księdza. Człowiek skądinąd nawet ponadprzeciętnie religijny, zaniechał odtąd chodzenia do kościoła i uczestnictwa w sakramentach. Wiem na pewno, że dużo się modli, często razem z rodziną. Sam uważa się za katolika.