Dobry wieczór, był to dzień poświęcony cierpieniu, kiedy wspominaliśmy śmierć Jezusa Chrystusa, zakończyliśmy ten dzień z młodymi na Drodze Krzyżowej. Wspólnie modliliśmy się. Ból i cierpienie Jezusa Chrystusa za nas wszystkich, połączyliśmy się z ciepiącym Jezusem Chrystusem.
Mówić w tym miejscu kaźni i niezliczonych zbrodni przeciwko Bogu i człowiekowi, nie mających sobie równych w historii, jest rzeczą prawie niemożliwą – a szczególnie trudną i przygnębiającą dla chrześcijanina, dla papieża, który pochodzi z Niemiec. W miejscu takim jak to, brakuje słów, a w przerażającej ciszy serce woła do Boga: Panie, dlaczego milczałeś? Dlaczego na to przyzwoliłeś? W tej ciszy chylimy czoło przed niezliczoną rzeszą ludzi, którzy tu cierpieli i zostali zamordowani. Cisza ta jest jednak głośnym wołaniem o przebaczenie i pojednanie, modlitwą do żyjącego Boga, aby na to nie pozwolił nigdy więcej.
Te słowa z listu św. Jana przychodzą mi na myśl i cisną się do serca, gdy staję wraz z wami na tym miejscu, na którym dokonało się szczególne zwycięstwo człowieka przez wiarę. Przez wiarę, która rodzi miłość Boga i bliźnich: jedną miłość, miłość „największą” – taką, która gotowa jest „życie położyć za brata swego” (por. J 15, 13; 10, 11). A więc zwycięstwo przez miłość, która ożywia wiarę aż do granic ostatecznego świadectwa.
Wiele nocy modliliśmy się bez żadnego dowodu, że ktoś mógłby nas usłyszeć. Nasze serca pełne były pieśni nadziei. Ledwo zrozumieliśmy, teraz się nie boimy, chociaż wiemy, że trzeba się lękać. Poruszaliśmy góry na długo przedtem, zanim wiedzieliśmy, że mogą być cuda. Kiedy wierzysz, choć nadzieja jest krucha, ciężko jest ją zabić. Kto wie, jakie cuda możesz osiągnąć.