Cień to nieuchwytna, aczkolwiek materialna przestrzeń. Znajdowanie się we własnym cieniu wydaje się być niemożliwe. Przede wszystkim wielu z nas jest skłonnych raczej do bycia w pierwszym rzędzie jeśli nie w każdej, to w wielu sytuacjach. Bez wątpienia są też prawa fizyki, które rzucają światło wiedzy na zjawisko cienia, wedle których można co najwyżej być w czyimś cieniu. Wszystko się zgadza, ale gdy przyjrzeć się temu, co duchowe, nie wszystko jest tak oczywiste. Człowiek może być w cieniu drugiego – to może być świadomy wybór motywowany wolą służby czy zaufaniem. Dzisiaj okazało się, że osoba może też wybrać miejsce dla siebie we własnym cieniu.
Postanowienie Ojca Świętego Benedykta XVI o rezygnacji z urzędu Biskupa Rzymu jest nie tylko aktem odwagi i zarazem ojcowskiej troski o Kościół. To nie tylko rezultat wyczerpania fizycznego związanego z gorliwie pełnioną posługą papieską. To jednak przede wszystkim nieznany w naszych czasach precedens, gdy osoba pełniąca niezwykle ważną rolę przywódcy duchowego i zarazem będąca jedną z najbardziej wpływowych postaci życia publicznego, postanawia usunąć się w cień. Józef Ratzinger – w pewnym sensie – już żyje w cieniu Benedykta XVI, choć zachowa to imię i – jak wszystko na to wskazuje – nadal będzie przebywać w Watykanie. Dokonany przez Papieża wybór, choć uzasadniony w bardzo prostych ludzkich słowach, ma o wiele głębsze znaczenie. Ma na celu nie tylko przepuszczenie do przodu Kościoła wędrującego w skomplikowanym i szybko zmieniającym się świecie osoby bardziej witalnej. Jest bowiem ustąpieniem przynależnego sobie miejsca nieznanej jeszcze nikomu postaci duchownego, który będzie lepszym przewodnikiem. Benedykt XVI, którego duchowa i intelektualna wrażliwość nie podlega dyskusji, który nie obawiał się otwarcie sięgać po bogactwo Tradycji, misję jej przenoszenia w przyszłość, na naszych oczach, oddaje Temu, który wyznaczy nowego następcę Świętego Piotra. Padły dzisiaj słowa o abdykacji, rezygnacji, ustąpieniu, wycofaniu się – żadne z nich nie oddaje istoty tego, czego jesteśmy świadkami. Benedykt XVI – już nie jako Biskup Rzymu – będzie żył nie tylko w cieniu swojego pontyfikatu, ale też znajdzie się w cieniu nowego papieża.
Łączyć ich będzie jedno światło. Światło niegasnące, choć zachodzące w Wielki Piątek. Dzisiaj też jakbyśmy doświadczyli zmroku niepewności co do tego, jaki będzie następny świt. To poranek zmartwychwstania.
Krzysztof Kotowicz
11 lutego 2013 r.