Mamy mit o uciśnionych mniejszościach seksualnych, a to mamy mit o przywilejach Kościoła Katolickiego, a to mit o wyższości urzędniczej samowoli nad zdrowym rozsądkiem, jest też mit o „pancernej brzozie” pod Smoleńskiem, „zielonej wyspie” pomiędzy Bałtykiem a Tatrami i mit o lemingach, czyli o tym, że można być jednocześnie pięknym, młodym, zdrowym i bogatym, a przy tym nie mieć żadnych problemów. Są więc mity całkiem poważne i wpływające na szerokie kręgi i takie, które utrwalamy na swoje partykularne potrzeby. Mitomania jest ostatnio bardzo modna.
Mity mają nadzwyczajną trwałość i są wyjątkowo odporne na racjonalne argumenty. Ich „tajną” siłą jest trafianie w emocje, czasem ujawniane, czasem skrywane, ale zawsze intensywne. Opisy mitologiczne wywodzące się z kultury greckiej są tego najlepszym przykładem. Grecy mieli swoich herosów, a my mamy Jamesa Bonda albo Hansa Klossa. Takich analogii można snuć więcej biorąc choćby pod uwagę greckich bogów i ich współczesnych odpowiedników ze sfer polityki czy tzw. celebrytów. Jeśli ktoś podchodzi do mitów i ich bohaterów bezrefleksyjnie, wcześniej czy później przekona się, że choć odzwierciedlają realne i wieczne dylematy pojedynczych osób i całej ludzkości, to nie są na nie odpowiedzią. Zatem wiara w mity prowadzi do smutku, zniechęcenia i nawet rozpaczy. Przyjmowanie mitycznych teorii jako panaceum na osobiste czy społeczne problemy może koić ich ból, ale choroby nie leczy. Może i częstokroć uzależnia, wyjaławiając osobę i zbiorowości z własnej tożsamości, zdając je na łaskę i niełaskę kreatorów mitologicznych enuncjacji.
Za tworzenie mitów i ich kolportowanie ludzie potrafią wieść całkiem przyjemny żywot. Jest to całkiem dobrze prosperujący przemysł. Niemal wszyscy jesteśmy jego codziennymi klientami i utrzymujemy jego niewidzialnych dla nas menedżerów nawet nie wiedząc o tym. Dzisiaj zresztą trudno sobie wyobrazić jakąkolwiek działalność publiczną bez „opakowania” medialnego. Dzielenie się informacją z innymi o tym, co uważamy za wartościowe nie jest czymś złym, ale już nadawanie cynizmowi cech filantropii czy też przypisywanie szlachetności tym, którzy są kreaturami, nie jest działaniem z dziedziny public relations. To już po prostu kłamstwo. Tak samo jak manipulacją jest wpajanie innym swoich uprzedzeń stosunku do drugiego człowieka i twierdzenie, że to jest obiektywny obraz tej osoby. Czym jest zadeptywanie prawdy, plugawienie piękna i szarganie dobra, jeśli nie fałszowaniem rzeczywistości dla osiągania własnych celów? Współczesnych Midasów nie brakuje, tylko mało kto przypomina jak skończył mityczny król.
Krzysztof Kotowicz