NAMYSŁY

Triduum – WIELKI PIĄTEK

Kontynuując refleksję nad miłością Boga do człowieka misternie utkaną z paradoksów i niedorzeczności docieramy do tajemnicy Boga skazanego, umęczonego, cierpiącego i umierającego na krzyżu. Jak szalona, niezrozumiała, niepojęta, chciałoby się powiedzieć: zupełnie nieludzka jest miłość Boga.

Bóg, który został oskarżony i skazany przez człowieka – to sytuacja przynajmniej tak niedorzeczna, jak ta, w której garnek złożyłby pozew do sądu z oskarżeniem przeciw garncarzowi.

Człowiek skazał Boga za Jego samoświadomość, która nie zmieściła się w wąskim myśleniu człowieka; za prawdę, która nie zna kompromisu, dyplomacji, etykiety. Bóg został skazany na banicję z przestrzeni życia publicznego: wyszydzony, ubiczowany, wykpiony, publicznie ośmieszony i jak zbrodniarz przeprowadzony za miasto i tam zamordowany. Bóg, który nazywany jest królem – ginie w pohańbieniu i cierniowej koronie.

Jak bardzo trzeba nienawidzić prawdy, być zamkniętym na miłość, zaślepionym, żeby z taką stanowczością i agresją, „jak psa” potraktować Boga Miłości? Często buntujemy się słysząc o porzuconym dziecku, o rodzicach, którzy się znęcają, biją, maltretują własne dzieci. Nasz sprzeciw powoduje także sytuacja, gdy człowiek w podobny sposób zachowuje się w stosunku do zwierzęcia, które potrafi, uderzyć, porzucić, zagłodzić. Kiedy ludzie przestają żyć według miłości, nikczemnieją. A wszystko zaczyna się od wyrzucenia Boga sprzed własnych oczu, z własnej przestrzeni życiowej. Aby to uczynić trzeba być albo bardzo zdemoralizowanym albo działać pod wpływem głosu tłumu.

Jak szybko opinia publiczna potrafi obwołać Boga królem krzycząc „Hosanna!”, tak szybko potrafi zniszczyć, opluć, obrzucić błotem oszczerstw, plotek i pomówień. W zgiełku nie da się odnaleźć miłości, nie da się usłyszeć Boga. W tłumie człowiek nie potrafi odnaleźć siebie, swoich myśli. Zamiast nauczyć się rozumieć zamysł Boga, zaczyna Go osądzać. Na dar Jego przyjaźni i bliskości odpowiada przemocą, kłamstwem i nienawiścią.

Mój Bóg, który z miłości umiera na krzyżu. Przyczyna śmierci? Miłość do człowieka. Bóg, który tak nas kocha, że z tej miłości umiera.

Bóg, który jest wszechmocny aby wybawić wielu nie może wybawić siebie. Bóg, który walczy o każdego człowieka do końca. Nawet w perspektywie własnej śmierci, z wysokości krzyża będącego obrazem hańby, okazuje moc i zapowiada życie. Obolały i zmęczony udziela łaski przebaczenia oprawcom, odpuszcza grzechy i dodaje otuchy współwiszącemu łotrowi, troszczy się o los swojej bolejącej Matki.

Bóg opuszczony przez przyjaciół, zepchnięty na margines przestrzeni publicznej, wzgardzony na krzyżu nie przestaje być sobą, nie przestaje kochać, nie przestaje mówić prawdy.

 

Po wstrząsie doświadczenia piątkowej zbrodni potrzeba każdemu z nas sobotniej ciszy aby wszystko na nowo zrozumieć, poukładać i spokojnie przeanalizować… 

Ks. Grzegorz Umiński

Zobacz także
Brak «sacrum» zubaża kulturę
Wstańcie ze swoich ławek i ruszcie głosić Ewangelię

Zostaw komentarz

Treść*

Twoje Imię*
Strona www

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Skip to content
This Website is committed to ensuring digital accessibility for people with disabilitiesWe are continually improving the user experience for everyone, and applying the relevant accessibility standards.
Conformance status