Tak, to jestem ja. Jeszcze nieba czuję smak. Tak, to jestem ja. On mnie stworzył, On mnie chciał. Tak, to jestem ja, pod Twym sercem mały kłos. Tak, to jestem ja. Czuję Cię, choć nie wiem jak. Proszę pozwól mi, bym przy Tobie zaczął żyć. Proszę pozwól mi być radością Twoich dni. Tak, to jestem ja, pod Twym sercem mały kłos. Tak, to jestem ja, teraz nieba czuję smak. Tak, to jestem ja. On mnie stworzył. On mnie chciał.
Miłość to nie buziaczek, przytulenie czy trzymanie się za rączkę. Miłością nie jest wypowiedzenie słów „kocham cię” ani nawet sakramentalnego „tak”. Miłości nie symbolizuje serduszko. Symbolizuje ją Krzyż.
Jakie jest moje powołanie? To pytanie zadaje sobie wielu młodych ludzi. Chyba jednak niedobrze się dzieje, że nie pytają o to już ludzie, którzy wejście w dorosłe życie mają już dawno za sobą. No bo niby jak pytać, skoro ktoś założył już rodzinę, ma dzieci. Niczego się już nie zmieni. Rzeczywiście?
Bóg Starego i Nowego Testamentu domaga się od człowieka miłości. Jednak od samego początku istnienia nie jest to wymaganie, które zawieszone w próżni byłoby wyrazem Boskiej samowoli czy zupełnie niezrozumiałej apodyktyczności. Przeciwnie, biblijne teksty mówią o miłości Boga, będącej fundamentalną więzią Przymierza, warunkiem i przestrzenią bosko-ludzkiego dialogu. Miłość pozostaje również fundamentalnym doświadczeniem człowieka, dzięki któremu zostaje on „obudzony” do osobowego istnienia. Bóg, który jest miłością, objawia się najdoskonalej w wydarzeniu Jezusa Chrystusa, o czym zaświadczają Księgi Nowego Testamentu.